niedziela, 29 stycznia 2017

Jak wyszłam z friendzone?

Friendzone to najgorsze co może się przytrafić człowiekowi. Podkreślam CZŁOWIEKOWI, bo mam wrażenie, że jak wrzucam w internet hasło "friendzone" to pojawiają mi się artykuły skierowane tylko i wyłącznie do mężczyzn. Że zakochał się w swojej przyjaciółce, ale ona chce się tylko przyjaźnić i tak dalej. Ok. Ale jeszcze nie trafiłam na stronę, gdzie byłoby powiedziane, że to kobieta wpadła we friendzone. Dlaczego? Że niby jak się zakochujemy to od razu ze wzajemnością i w mężczyźnie, którego dopiero co minęłyśmy na ulicy jak w filmach? O niedorzecznych filmowych romansach kiedy idziej.
Friendzone dla kobiety to jest niemniejsza tragedia niż dla mężczyzny. A że kobiety są bardziej emocjonalne to pozwolę sobie stwierdzić, że mają jeszcze trudniej.
Ja wpadłam 2,5 roku temu. Wlazł mi do głowy i nie mógł z niej wyjść, a ja nie potrafiłam go wyrzucić. Chyba nie muszę dodawać, że jest On moim najlepszym przyjacielem. Nigdy Mu nie powiedziałam o swoich uczuciach i nigdy nie powiem. Sory, ale nie wierzę w scenariusze filmowe, gdzie któraś ze stron mówi przyjacielowi o swoich uczuciach, a ta druga osoba mówi, że czuję to samo. W życiu się z tym nie spotkałam, a w filmach to jest tak przesłodzone, że dostaję cukrzycy.

Miałam oczywiście różne epizody, że interesowałam się kimś innym, ale szybko łapałam się na tym, że "wolę się nie angażować, bo może jednak coś się zmieni", albo ciągle porównywałam innych mężczyzn z Nim.
Miałam moment dokładnie rok temu, że przez miesiąc się trochę uspokoiłam. Przestałam odczuwać zazdrość kiedy rozmawiał z innymi dziewczynami albo myśleć o nim 24h na dobę. Ale moja kochana L. próbowała mi uświadomić, że to już po prostu miłość. Udaję, że nie słucham i żyję dalej. Dopóki nie miałam nawrotu.
<Brzmi jakbym opowiadała o nałogu, ale w sumie z zakochaniem jest jak z nałogiem.>
Myślałam o Nim jeszcze więcej i był moją najgorszą plagą. Kiedy kupowałam sobie ubrania, w pierwszej kolejności przeglądałam te niebieskie, bo to Jego ulubiony kolor, albo jak słyszałam Jego imię reagowałam jak spokojnie pasąca się sarenka na najcichszy dźwięk: pełna czujność i gotowość do biegu nawet na koniec świata.
A teraz jest pusto.
Nie ma nic.
Od dwóch miesięcy mam wrażenie, że mi przeszło, ale wolę zachować czujność.
Jak się wyleczyłam z friedzone?
Zainstalowałam Tindera.
Żartuję xD ale naprawdę zainstalowałam  i w sumie to jest śmieszne, bo mogę wreszcie uwolnić drzemiącą we mnie sukę, o istnieniu której mało kto wie. Ale do rzeczy.
Jak się wyleczyłam z friedzone?
Walnęłam się mocno w twarz, mentalnie i naprawdę, i powiedziałam sobie "pogódź się z tym, że nigdy nie będziecie razem i pozbądź się tych nadziei, bo tylko marnujesz czas". Wierzcie lub nie, ale pomogło. Teraz jak przyjaciółki się mnie pytają jak tam się z Nim układa, czy coś ten tego, a ja odpowiadam "no przyjaźnimy się i nie mam nadziei na nic więcej, ale spoko przeszło mi" to patrzą  na mnie z taką litością, że mam ochotę albo je zabić albo czuję, że serce mi zaraz pęknie.
W sumie jak sobie powiedziałam te piękne słowa to miałam wrażenie, że dokonałam odkrycia "wow istnieją inni mężczyźni!" Niesamowite co? Powinnam za to dostać Nobla. Albo dwa.
Oczywiście wróżę sobie los starej panny, ale jestem przygotowana na tę ewentualność i w sumie stwierdzam, że "trzeba było od razu zostać zimną suką a nie bawić się w zakochania"
Brzmię jak jakaś feministka, ale pamiętajcie, ja jestem " emancypatką XIX wieku" :)
 
Zatem, dziewczyno, chłopaku. Jeśli jesteś we friendzone, pomysl logicznie czy jest jakakolwiek szansa, żeby coś się zmieniło. Jeśli takiej szansy nie ma: odpuść sobie, bo wokół Ciebie jest mnóstwo innych ludzi, a może kto wie odkryjesz, że obok Ciebie jest ktoś komu na Tobie zależy, a Ty do tej pory tego nie dostrzegałaś/dostrzegałeś? Powodzenia Gwiazdki <3

"Zastanawiam się - rzekł - czy gwiazdy świecą po to, żeby każdy mógł pewnego dnia znaleźć swoją"
-Antoine de Saint-Exupéry 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz